Relacja – dzień 3

Relacja – dzień 3

POD TOPOLAMI
Kiedy tylko na jakimś spacerze ujrzę topole, zaraz usiłuje wmówić żonie, że to najpiękniejsze drzewa i najszlachetniejsze drewno. Jej odpowiedź jest zawsze taka sama: „chyba na trumny”. A tu taka niespodzianka: Płock, przystań, szpaler pięknych topoli nad brzegiem rzeki, a między nimi rozpięty mój hamak na tle zachodu słońca.

CZAS NA ZWIEDZANIE
Ponieważ wzdłuż linii Wisły niewiele można zwiedzić, po za tym wiecznie jesteśmy spóźnieni i ciągle się coś psuje, czas poświęcony na zwiedzanie przeznaczamy na rozbijanie obozu, przygotowanie posiłku i bieżące remonty. Do tej pory zwiedziliśmy imponujący spichlerz twierdzy Modlin i centrum Czernikowa. Za to mamy okazję poznać szczegółowo budowę wszystkich mijanych mostów.. od spodu.

CZY KONIE MNIE SŁYSZĄ?
Po drodze czasem mijamy przedstawicieli hodowlanych gatunków zwierząt. Raczej tradycyjnych. Udało się zamienić kilka zdań z nadbrzeżną krową, w jej języku oczywiście, nie udało się natomiast ustawić do zdjęcia stada wolno puszczonych koni. Sporo też jest martwej natury, obok nas przepływał okazały wąż… od pralki.

NIECHCIANE SELFIKI
Już w pierwszych minutach spływu, kiedy na kamienistym spiętrzeniu Świdra część z nas powpadała do wody, część sprzętu uległa zalaniu, m.in telefon mojego kajakowego partnera. Miało to oczywiście swoje plusy, bo bez sprawnego telefonu mógł bardziej skupić się na wiosłowaniu, ale za to spragniony widocznie kontaktu z elektroniką co chwilę pożyczał mój telefon aby rzekomo zrobić ładne zdjęcie. Dopiero wczoraj przejrzałem te jego ładne zdjęcia. Na wszystkich jego wielka, brodata głowa wypełnia po brzegi cały kadr. Zamiast pięknych widoków, mam w telefonie obszerną bazę jego min. Gdy wrócimy podrukuję te portrety i powkładam do cukru, żeby mrówki nie wchodziły.

WADY KONSTRUKCYJNE
Nasz Jaszczomb w porównaniu do pozostałych kajaków płynie zdecydowanie wolniej co kosztuje nas o wiele więcej wysiłku, chociażby silniej musimy przytrzymywać się tratwy. Zaczęliśmy doszukiwać się w nim wad konstrukcyjnych. Pojawiła się nawet teoria, że ma odwrotnie zamontowane siedzenia i płyniemy tylną częścią do przodu. To by było bardzo ciekawe gdyby się potwierdziło, bo mamy w nim już za sobą jakieś 450km. Widać skrojony jest dokładnie pod nasze oczekiwania, lepiej nim spływać w sensie dosłownym niż zmuszać się do nadmiernego wysiłku.

SOLO NA JAJU
Wieczór spędziliśmy śpiewająco, w towarzystwie nowych członków spływu, rodzin oraz bosmana. Kto potrafił to śpiewał, kto potrafił to grał. Pozostali mogli pogrzechotać rytmicznie plastikowym jajem. Właśnie sternik zagrał poranny hejnał na trąbce, czas się zbierać. Dziś trasa kończy się tuż przed tamą we Włocławku.

Skip to content