Relacja – dzień 2
Dzień 2 HISTORIA I PRZYSZŁOŚĆ
Jesteśmy w Golubiu- Dobrzyniu. Wszystko, co wydarzyło się od startu w Wąbrzeźnie, to już tylko wspomnienie. Od dziś duża zmiana. Dołącza spora grupa chętnych spłynąć choćby część. Zmieni się wiele – krajobrazy, komfort płynięcia.
Struga jest piękna! Zaledwie 15 minut jazdy autobusem od Wąbrzeźna mamy widoki jak w Karpaczu. Nie wiedzieliśmy o tym.
Struga jest niebezpieczna. Samotna wyprawa? Odradzam- wpadasz w złym miejscu i może już po tobie. Jesteś w grupie i ktoś wpadnie- grupa wpada cała w 2 metrowy muł. Nam się udało, podczas przepraw przez zatory nikt się nie wysypał. Potrzebna byłaby pomoc.
Struga jest bezpieczna. Są takie odcinki, które z pewnością mogły być turystyczną atrakcją regionu. Poznaliśmy przesympatycznych gospodarzy chyba w Handlowym Młynie. To byłby świetny punkt dla mini przygód z całą rodziną. Pod warunkiem oczywiście, że byłaby woda, bo czasem nie ma, albo jest jej za mało.
Bliżej celu nie znaczy szerzej. Było już szeroko i całkiem komfortowo a za zakrętem zmienia się wszystko. Nagle wracamy do przepychania kajaków przez gęstą trzcinę. Trzciny nie lubimy, trzcina dała nam ostro popalić pierwszego dnia. Gdy jest trzcina to czasem nic nie widać poza dziobem, nie wiesz czy płynąć w lewo, czy w prawo. Pomaga GPS.
Świtezianki. Towarzyszą nam od początku. Te owady wzbijają się zawsze metr przed nami. Są granatowe, czasem turkusowe, tworzą niepowtarzalny klimat. Zaburzamy ich spokój, krążą wokół nas, wydają się być ciekawe i zainteresowane wydarzeniem.
Gosia. Teraz uwaga: grążele, przytulia, komaryna… Ta kobieta zna każdy napotkany gatunek. Niezależnie czy to mały kwiatek czy robal. Rzęsorek Rzeczny? Uratowała mu życie po drodze. Wydawał się wyczerpany, chyba na nią czekał. Gosia to do dziś jedyna kobieta w grupie. Jest niezniszczalna. Ale podobno Gosie tak mają ( pozdrowienia dla kochanej żony).
Struga za nami. Dużą część dzisiejszego dnia spędziłem na przodzie pierwszego kajaka. Czy na tej trasie byłem pierwszym człowiekiem ?
Może… ?
Drwęca pachnie. Drwęca pachnie i już.
Iskry, końskie oko i strach. W Golubiu-Dobrzyniu trafiliśmy na turniej rycerski i na koniec dnia wybieramy się na pokaz ogni. Ogień wyraźnie przerażał konie, które ze strachem w oczach zbliżały się do pochodni. Podchodziły, bo my ludzie im tak kazaliśmy i tak ich nauczyliśmy. W pewnym sensie okiełznaliśmy naturę. Pytanie czy kiedyś natura nie będzie musiała okiełznać nas.
Dzwon Zygmunta. W Golubiu-Dobrzyniu jest trzeci. Zobaczyłem, zabiłem dzwonem Zygmunta.
Jest jak jest- jak mawia Krzysiu, uczestnik, którego nie da się nie lubić. Ruszamy Drwęcą do Wisły.