Relacja – dzień 4
Dzień 4 CHMURY
Kiedy ostatnio mieliśmy czas, aby aby się położyć i gapić w chmury? Ja nie robiłem tego całe lata. Dziś mogę. Mamy tratwę, a to dla nas świetna opcja żeby czasem zejść z kajaka i odpocząć.
Od rana jesteśmy na Wiśle, nowy most drogowy z innej perspektywy robi wrażenie, kształtem przypomina mewę.
5 tysięcy kalorii. Tyle według naszych zegarków spaliliśmy wczorajszego dnia. Jeśli to prawda to niezły wynik i prawdę pisząc czuję ten wysiłek w ramionach.
Patent na mokre ubrania. Wczoraj padało i mokre ciuchy rozwieszone pod baldachimem nie wyschły. Co robić w takiej sytuacji? Ubrać ostatni suchy komplet na trasę??? Nie – ubrać trzeba mokry, a suchy zostawić na czarną godzinę.
Roman i Adam. Chłopaki robią dobrą robotę, zabezpieczają nas. Wypatrują mielizn, wytyczają trasę, wypatrują niebezpieczeństwa.
Płyniemy po trasie. Nie płyniemy tak po prostu przed siebie, Wisła ma oznakowany nurt, przez co płyniemy zygzakiem. To są dodatkowe kilometry, niestety nieuwzględnione na naszych planach.
Cyfrowy detoks. Od czterech dni jestem offline, nie chcę mieć styczności z internetem, relacje piszę długopisem w zeszycie, następnie zdjęcie wysyłane jest do Gosi, mojej żony, która wstaje bardzo wcześnie aby to wszystko wklepać do komputera. Tak panie Adrianie i drogie dzieci – długopisów używamy nie tylko do podpisywania.
P.S. Nawet nie wiem za specjalnie czy ktoś to czyta. Wiem o bracie, mamie i żonie, która musi. No i może służby Adriana. Od dziś.
Brzydkie kaczątko. Gęsi migrują w kluczach, to taki sprawiedliwy szyk. Na przedzie najsilniejsi, gdy osłabną to odpoczywają na końcu. My ze Sławkiem jesteśmy dziś brzydkimi kaczątkami, prawie cały dzień na tratwie „ Im się to po prostu należało „ – chciałoby się zakrzyknąć z mównicy.
Dziś mieliśmy odpoczynek w niesamowitym miejscu. Nie napiszę gdzie, bo przecież część tajemnic musi zostać tylko dla nas.
Od 4 dni nie jemy w sumie owoców. Grozi nam szkorbut – choroba marynarzy
Wiedzieliście, że dopływy rzek nie od razu się mieszają? Spokojnie ja też nie wiedziałem. Ale tu są mądrzy ludzie i opowiadają. Na 26 kilometrze Drwęca wciąż płynie z Wisłą w jednym korycie, ale obok. Osobno. Są do tego specjalne mapy. Dopływamy do Solca Kujawskiego. Na dziś starczy.
Ale zaraz, zaraz … godzina 21 podjeżdża kilka aut. Wysiadają operatorzy, dźwiękowcy, odpalają kamery i jest on – Lech Flaczyński. Od jutra płynie z nami. Właśnie stajemy się częścią filmu dokumentalnego o życiu podróżnika.